Second Order Wiki
Advertisement
Tabard (1)



"[...]Goldrinnie, błogosław w tę noc swoje dzieci
Niech wycie twe w sercach ich ogień roznieci
Niech znów pieśń stara mknie pod drzewami
Brzęk cięciw melodią, szczęk mieczy słowami.[...]

                                             - fragment starej elfickiej pieśni o klanie



Historia brutalnie zaniedbała istnienie klanu Thro'ame. Tym, którzy nie byli bezpośrednio zainteresowani, prawdopodobnie nigdy nie było dane ej poznać. Ci, którzy mieli z nimi do czynienia, z powodów znanych tylko sobie udawali, że klan nie istnieje i nie rozmawiali o nim, gdy nie było takiej potrzeby. Sami członkowie natomiast nie interesowali się zbytnio tym, jak patrzy na nich świat. Mieli robotę do zrobienia. I mieli zamiar ją wykonać. Ci, którym jednak zależałoby na poznaniu ich historii, mogliby trafić na te informacje...

Ród powstał wiele tysięcy lat temu, gdy w społeczeństwie Kal'dorei kształtowały się pierwsze podziały. Głupota i żądza mocy elfów sprawiła, że do Azeroth po raz pierwszy zstąpiły zastępy demonów. Wszystkie żywe stworzenia świata zjednoczyły się wtedy w jednym wspólnym celu przetrwania. Wtedy to oficjalnie klan Thro'Ame odłączył się od dworu Azshary i poprzysiągł za wszelką cenę odpokutować cios, jaki w swym zadufaniu elfy zadały własnemu światu.

Klan został uroczyście oddany pod obpekę Goldrinna, ducha wilka. Silny patron, który ze zwierzęcą zajadłością ściga swych wrogów, niemal idealnie pasował do ideologi Thro'Ame. Z biegiem czasu członków klanu honorowo zaczęto zwać wilkami i wilczycami. 

Z początku klan składał się z połączonych ze sobą kilku elfickich rodzin, zdecydowanych by walczyć pod wspólnym sztandarem. W tamtych czasach opracowano specjalny rytuał, dzięki któremu każdy chętny do tego elf (i nie tylko elf) mógł dołączyć do szeregów klanu jako członek rodziny. Przywództwo nad Thro'Ame objęła rada najstarszych druidów każdego z rodów. Mimo iż każda decyzja klanu ulegała głosowaniu, na oczywistego przywódcę wysunął się wtedy Lvelias Thro'Ame z rodu Meliame. Jego bezpośrednie podejście i werwa były pożądanymi cechami przywódcy podczas wojny.

Thro'Ame zawsze stało na pierwszych liniach każdej batalii oraz w szeregach niemal każdej samobójczej misji. Zdawałoby się, że taka postawa zyska im szacunek wśród innych istot. Jednak czasem środki liczą się bardziej niż cele. Elfy nie stroniły od magii czy podstępu, byle tylko osiągnąć cel. Akcje bojowe, w których poświęcali całe lasy, by pogrzebać pod nimi swych wrogów, sprawiły, że reszta elfów myślała o nich jako o odmieńcach. Odmieńcach, o których mówiono z odrazą, lecz w głębi ducha szanowano za poświęcenie i dokonania.

Po wojnie starożytnych rada rodu zdołała zachować autonomię i działania Thro'Ame pozostały wolne od wpływów Tyrande, Kręgu Cenariona i innych. Jedną z oznak autonomii był azyl dla będących członkami klanu użytkowników magii. Przez wiele tysiącleci ukrywano ich istnienie. Jednak Thro'Ame, nauczeni doświadczeniem, po rozpadzie świata pozostawili ich badania pod ścisłą kontrolą i nadzorem. Tajemnicy nie dało się jednak dochować wiecznie i plotka, że Thro'Ame znajduje się wciąż w posiadaniu arkany, wypłynęła na światło dzienne. Przywódcy otwarcie potępili ród, jednak przez wzgląd na dawne zasługi powstrzymali się od surowszej kary.

Do dnia dzisiejszego członków klanu pozostała zaledwie garstka. Dawne bitwy odcisnęły swe piętno na rodzie. Ostateczną klęskę klan poniósł podczas bitwy o górę Hyjal, gdzie zostali obarczeni ciężkim zadaniem toczenia partyzanckiej wojny, mającej na celu spowolnić ruchy Legionu. Niemal wszyscy członkowie klanu oddali wtedy życie dla dobra Azeroth. Ci, którzy ocaleli, rozpierzchli się po świecie i przestali szczycić się swoim pochodzeniem.


Jednak ostatnimi czasy tabardy z wilczą łapą znów stały się widoczne na ziemiach Azeroth. W obliczu powrotu Nelthariona elfy znów werbują ocalałych w swe szeregi i ani myślą o porzuceniu odwiecznej misji. 

Kronika[]

WolfShield

Ród Thro'ame po raz pierwszy od stuleci podniósł swój łeb w lasach Taldrassil'u. Wtedy to dwie młode elfie wojowniczki, Darin i Lelani, spotkały dziwnego druida proszącego o pomoc w załatwieniu pewnej sprawy w imieniu kręgu cenariona. Samemu sobie się dziwiąc elfki zgodziły się na prośbę druida, mimo iż jego tłumaczenia były w najlepszym razie lakoniczne i wymijające. Okazało się że sprawa, o jakiej mówił stary elf, miała związek z wpływem sił koszmaru na młode drzewo życia. Z pomocą druida elfki wypleniły ziarno spaczenia, i zagrożenie drzewa zostało odegnane.


Gdy elfki cieszyły się ze zwycięstwa druid uśmiechnął się tylko i wyjawił że tak naprawdę wcale nie pochodzi z kręgu, a malfurion dopiero niedawno zajął się kwestią spaczenia drzewa. Gdy zdziwione elfki zapytały druida kim jest przedstawił się jako Shan'do Lvelias z klanu Thro'ame. I że specjalnie wykorzystał rosnące zagrożenie jako test umiejętności wojowniczek. Zdziwione elfki, które wcześniej nigdy się spotkały, zażądały wyjaśnień. Wtedy Lvelias opowiedział im smutną historię swego rodu, który od stuleci walczył o dobro Azeroth. Opowiedział im, że ród, choć w gruzach, musi raz jeszcze podjąć walkę. Opowiedział im też że obie są potomkiniami dawno zmarłych braci Lveliasa i że potrzebuje ich, by walczyć o Azeroth. Wbrew wszelkiej logice i zdrowemu rozsądkowi eflki uwierzyły mu i ruszyły za nim. W porcie czekały już na nie Ilergiea i Ilergiae, osobiste strażniczki Shan'do, i razem ruszyli w daleką drogę przez morze do miasta ludzi.

1as

Po drodze Shan'do opowiedział wojowniczkom jak to w dawnych czasach wojownicy jego rodu potrafili wykorzystywać arkanę w walce. Jego celem było wyszkolenie kobiet by również potrafiły dokonać starej sztuki klanu. Ale do tego wymagany był specjalny trening, broń, oraz krew. Wszystkie elfki były potomkiniami rodu, lecz arkana krążąca w ich krwi zdążyła się przez pokolenia rozcieńczyć, więc Shan'do miał zamiar przygotować specjalną miksturę, która pomogłaby ją obudzić. Do tego potrzebował wody z księżycowych studni rozsianych po całym Azeroth.

Ku zdziwieniu druida Księżycowa studnia z Miasta Burz została zniszczona w wyniku ataku Neltharion'a. Na szczęście jej źródło wciąż biło w ruinach parku i łączyło się ze słonymi wodami zatoki. Na szczęście Lvelias otrzymał pomysł miejscowego druida, Elyriona, który pod postacią lwa morskiego namierzył wciąż bijące źródło byłej studni. Elyrion, mimo że niespełna rozumu, zaprzyjaźnił się z Shan'do i zdecydował dołączyć do sprawy Thro'Ame. (w zamian za porzeczki)

Podczas pobytu w ludzkiej stolicy Darin otrzymała wieści od swoich przyjaciół na froncie Gilneas. Sprawy miały się bardzo źle dla worgeńskich lojalistów i Darin poprosiła Lveliasa, czy ród mógłby wesprzeć tamtejsze siły. Lvelias zadziwiająco ochoczo podszedł do pomysłu twierdząc, że prędzej czy później i tak mieli zawitać w tamtych stronach, a tak upiekliby dwie pieczenie przy jednym ogniu. Jednak skoro jego strażniczki miały zostać wystawione na bezpośrednie zagrożenie, została do zrobienia jedna rzecz, nim wyruszą.

Pewnej nocy shan'do bez słowa wyjaśnień zerwał Darin i Lelani z łóżek i zaprowadził do o

Fff

kolicznego lasu. Na polanie spowitej księżycowym blaskiem opowiedział im o pradawnym rytuale, który musiał odbyć każdy wojownik, nim pierwszy raz dane mu będzie walczyć w imię rodu. Kobiety spożyły specjalny napar i zapadły w spólny sen, w którym nawiedził je duch klanu i powitał je w rodzie, pozwalając napić się ze studni wieczności. Niestety sen wyrwał się spod kontroli. Pojawił się w nim zarówno Elyrion, jak i nieznana nikomu elfka. Do tego w koszmarze pojawili się nieumarli, a sam Elyrion zdradził elfie wojowniczki. Niewiele brakowało, a kobiety mogły się już nigdy nie obudzić. Gdy tylko zmęczone elfki otworzyły tankiem oczy ich broń zdawała się świecić nikłym blaskiem.

Gt

Wszystko było gotowe do podróży. Lveliasowi udało się znaleźć statek płynący w tamtym kierunku i przekonał kapitana do oddania elfom łodzi wiosłowych, tak by mogli zbliżyć się do brzegu.

Na miejscu okazało się że nie dość, że ataki nieumarłych nie słabną, to jeszcze gilneańczyków nawiedzać zaczęły duchy zmarłych. Przywódca worgenów, baron Cadfael poprosił Lveliasa o zbadanie sprawy zjaw. Po paru dniach badań druid spostrzegł analogię między zjawami, a klątwą worgenizmu, która wiele wieków temu doprowadziła do zagłady jego kręgu. Gilneańczycy widywali dychy swych bliskich, lub ofiar, ale nikt, dla kogo nie były one ważne emocjonalnie nie mógł ich zauważyć. Był to pierwszy krok do utraty świadomości i popadnięcia w bestialskie szaleństwo. Na domiar złego nieumarli odcięli obrońców od dostaw lekarstwa.

Bbb

Lveliasowi udało się z miejscowych gatunków ziół stworzyć eliksir, który spowalniał obłęd, ale było to tylko chwilowe rozwiązanie. Bez dostawy leku gileańczycy prędzej czy później popadliby w szał. Nie pozostało nic innego jak czekać na dostawę lekarstwa. Nie chcąc czekać bezczynnie Shan'do zajął się własnym powodem wizyty w Silverpine. Zabrał ze sobą Lelani i ruszyli razem do starej, opuszczonej latarni morskiej. Mimo że podczas wojny nikt już tam nie mieszkał, latarnia wciąż dawała światło. Okazało się że jest nawiedzona i dziwna magiczna siła broni dostępu do wnętrza. Elfom dało się jednak radę dostać do środka i na szczycie okazało się że źródłem światła jest zawieszony w powietrzu amulet. Lvelias wyjaśnił że dawno temu należał do potężnej druidki-wojowniczki, która zmarła podczas wojen starożytnych, lecz jej moc czeka w amulecie na jej potomkinię. Lvelias wierzył, że Lelani jest odpowiednią osobą. Gdy elfka sięgnęła po amulet i założyła go na szyję, Lvelias nagle się czymś przeraził i w panice wypadł za barierki latarni. Mimo że Lelani szukała go przez wiele godzin nie udało jej się odnaleźć shan'do. Musiała wrócić sama do miasta przekazać wszystkim złe wieści.

Ny

Przemoczona i zziębnięta młoda wojowniczka powróciła do Pyrewood. Zarówno worgeńscy obrońcy, jak i przybyłe elfy od razu dostrzegły coś niedobrego w bardziej ponurym niż zwykle wyrazie twarzy strażniczki. Ledwo elfka przekazała zebranym złą nowinę, do karczmy wszedł nieznany nikomu człowiek twierdząc że może wiedzieć coś o zaginionym shan'do. Przybysz okazał się pustelnikiem z tamtejszych lasów. Mówił zagadkami, a ludzka mowa widocznie sprawiała mu trudność, jednak bohaterom udało się wywnioskować, że Lvelias straciwszy rozum udał się w stronę wyspy Fenris. Nie tracąc czasu baron oraz elfki zdecydowały się ruszyć tropem zaginionego. Gdy w miasteczku rozpoczęły się przygotowania na scenę niespodziewanie wkroczył tajemniczy Kaldorei. Przedstawił się jako Fahrahin Thro'Ame, były namiestnik rodu, pełniący funkcję wodza pod nieobecność shan'do. Ukrywał się przez wiele lat nieistnienia rodu, ale przywiódł go rytuał, który Lvelias przeprowadził wraz z Lelani i Darin w lasach Elwynn. Od tamtej pory podążał za nowymi Thro'Ame. Gdy dowiedział się o zaginięciu Lveliasa niezwłocznie dołączył do wyprawy sądząc, że mogła zawładnąć nim klątwa worgenów.

Mi

Gdy elfy wraz z baronem dotarły na miejsce okazało się że wyspę Fenris okupują siły sojuszu. Wieśniacy przywitali bohaterów z radością i otwartymi ramionami, biorąc ich za posiłki ze Stormwind. Gdy zaskoczony Fahrahin zapytał się jak właściwie garstce uchodźców udało się opanować fort po środku Silverpine, wieśniacy opowiedzieli im historię swojego szczęścia w nieszczęściu. Gdy plaga zaatakowała Hilbrad w Southshore przebywał akurat oddział najemników wysokich elfów. Gdy Ludzkie okręty opuściły port zabierając kogo się dało na pokład, elfy zgodziły się zostać i bronić tych, dla których nie starczyło miejsca. Po paru dniach krycia się po lasach przed siłami Sylvanas udało im się odbić fort z rąk tamtejszego nekromanty. Zdziwieni bohaterowie ruszyli spotkać się z wybawcami.

Wowscrnshot110212220131

Po wymianie uprzejmości i raportów na temat sytuacji wojennej bohaterowie dowiedzieli się, że rzeczywiście spora bestia wyglądu worgena pojawiła się niedawno na wyspie. Niestety wysokim elfom ledwo starcza ludzi na obsadzenie murów i nie mieli jak zbadać sprawy dokładnie. Bohaterowie zaoferowali się zbadać sprawę. Jeden ze zwiadowców Quel'dorei zaprowadził ich do miejsca, gdzie po raz ostatni widziano bestię. Na miejscu, tak jak się tego spodziewali spotkali trzymetrowego wilkołaka zdającego się nie mieć nad sobą kontroli. Gdy próby nawiązania kontaktu z bestią spełzły na niczym wywiązała się walka. Okazało się że elfy wpuściły bohaterów w pułapkę. Obrońcy twierdzy okazali się krwawymi elfami ukrywającymi fel pod prostą iluzją. Krwawa elfka czarodziejka nakazała besti walkę z bohaterami, gdy tymczasem elficcy łucznicy rozpoczęli ostrzał z koron pobliskich drzew.

Sin'dorei nie doceniły jednak bohaterów. Walka trwała długo lecz nocnym elfom udało się pokonać siły wroga. Podczas walki baron jednak został poważnie ranny. Fahrahin pokierował swoich ludzi na zamek. Większość krwawych elfów zginęła podczas zasadzki, a pozostali w zamku nie spodziewali się klęski i zostali zaskoczeni. Po krótkich walkach nocne elfy osaczyły wrogich przywódców w głównej sali. Elfy nie chciały poddać się bez walki i musiały umrzeć. W piwnicach zamczyska bohaterowie odnaleźli ukryte laboratorium. Na jednym ze stołów leżał nieprzytomny shan'do, a po okolicy krzątał się jakiś nieumarły alchemik. Nie zdążył nawet nic powiedzieć gdy baron w furii rozerwał go na strzępy. Shan'do został odnaleziony, lecz historia, którą poznali na wyspie ujawniła więcej pytań niż odpowiedzi.

Później okazało się że w twierdzy samotny, nieumarły alchemik pracował nad stworzeniem plagi działającej na worgeny. W tym celu wynajął grupę elfich najemników, która udając wybawców, zaprowadziła wielu ludzi do zamku nieumarłego. Ludzie wierząc elfom pozwolili zaprowadzić się wgłąb ziem nieumarłych i zamknąć na wyspie. Dodatkowo elfy poleciły wieśniakom celowo zarazić się likantropią. W ten sposób mag zapewnione miał stałe źródło krwi worgenów do badań. Dodatkowo, nieumarły położył swą kościstą rękę na dostawach lekarstw do Pyrewood. Jego celem było odwrócenie receptury Aranasa, a także osłabienie wioski. Gdy w okolicy pojawił się szalejący Lvelias nieumarły rozkazał go pochwycić. Mając dostęp do krwi jednego z pierwszych worgenów w Azeroth badania maga skoczyły naprzód i udało mu się tworzyć pierwsze worgeny plagi. Potężne nieumarłe bestie nie wachające się przed niczym podczas wypełniania poleceń swego pana. Podczas ataku na twierdzę bohaterowie zniszczyli jednego z tych potworów, lecz wiadomo że w lesie czai się ich jeszcze co najmniej piątka. W obliczu tych faktów Lvelias i Fahrahin zdecydowali że nie mogą zostawić uchodźców na pastwę losu.

Oi

Shan'do opracował ryzykowny plan ocalenia uchodźców, który jednak nigdy nie doszedł skutku. Przygotowania do niego trwały jednak długi miesiąc, podczas którego w twierdzy sporo się wydarzyło wydarzyło.

Lvelias otrzymał list od swojego krasnoludzkiego przyjaciela, którego poznał podczas bitwy o Hyjal. Wtedy sierżant krasnoludzkiego oddziału strzelców, a dziś kapitan własnego okrętu handlowego wyłowił z morza młodego druida, który pragnął uciec od swych mistrzów z Darnassus. Młodzieniec imieniem Veal miał przylecieć nieopodal dalarańskiego krateru za pomocą gnomiego aeroplanu. Gdy pod eskortą dotarł przed oblicze Lveliasa, ten przywitał go z otwartymi ramionami. Młody za wszelką cenę chciał się sprawdzić, więc shan'do obarczył go przygotowaniem składników do rytuału, nad którym pracował. Młodzieniec miał upolować wilka wskazanego mu przez ducha Thro'Ame w pobliskim lesie. Po pewnym czasie poszukiwań z pomocą klanowych łowców Vael odnalazł jaskinię gdzie miało czaić się zwierzę. Ku zaskoczeniu wszystkich okazało się że w starej kopalni spoczywa nie wilk, ale jeden z ogromnych worgenów stworzonych przez nieumarłego alchemika. Bezpośrednia konfrontacja nie wchodziła w grę. Ostatnio gdy ród mierzył się z takim stworem miał więcej ludzi, a i wtedy nie obyło się bez strat. Na szczęście w kopalni znajdował się też spory zapas materiałów wybuchowych. Vael zakradł się do śpiącej bestii i podpalił lonty. Gdy młody druid opuszczał pieczarę bestia obudziła się. Nie zdążyła jednak dosięgnąć druida, gdyż pomieszczenie w którym się znajdowała zawaliło się i zmiażdżyło potwora od pasa w dół. Po chwili agonii bestia wyzionęła ducha, a druid zerwał z niej skórę, o którą prosił Lvelias. Jego pierwsze zadanie w Thro'Ame zakończyło się sukcesem.

Ggt

Niedługo po tym zdarzeniu zamek zinfiltrowała grupa szpiegów Sylvanas. Przechwycili oni dokumenty nieumarłego alchemika, w których zapisywał sekrety zarażania worgenów plagą. Na szczęście obrońcy w porę zareagowali. Nieumarłym niemal udało się umknąć z zamku z ważnymi notatkami, lecz drogę zastąpiła im tajemnicza kal'dorei. Bohaterowie spotkali ją na dachu twierdzy, stojącą nad ciałami szpiegów z zeszytem naukowca w ręku. Kobieta okazała się zieloną smoczycą i zdawała się od dawna znać shan'do. Na domiar złego zdawała się być całkowicie ogarnięta przez koszmar. Po chwili lakonicznej wymiany zdań zaatakowała fort wzniecając liczne pożary. Została jednak ciężko ranna, więc wycofała się, obiecując powrót. Gaszenie ognia potrwało resztę nocy. Lvelias nie wyjaśnił dokładnie kim była kobieta, ani kim był jej brat, o którym mówiła.

Dd

Po walce Fahrahin dość dobitnie wyraził się na temat niesubordynacji strażniczek, wobec poleceń starszych. Swoje słowa kierował głównie do Lelani, która kierując się własnymi odczuciami, a nie poleceniami mistrza, sprowokowała smoczycę do ataku. Fahrahin opuścił twierdzę do czasu gdy strażniczki nauczą się subordynacji. Biorąc bardzo do siebie słowa elfa, Lelani również opuściła zamek kierując się na południe. Gdy tylko Lvelias się o tym dowiedział zabrał ze sobą pobliskich ludzi i ruszył na poszukiwania. W pobliżu Dalaranu spotkali maginię, która widziała opisywaną elfkę na dnie krateru. Pozostał po niej tylko zmatowiały amulet, który odnalazła z Lveliasem na szczycie gilneańskiej latarni. Gdy wreszcie udało się wytropić elfkę, okazało się że wyładowania magii w Dalaranie wprawiły w rezonans artefakt i zamknięta w nim esencja dawnej bohaterki przejęła kontrolę nad ciałem elfki. Na szczęście Lveliasowi udało się zamknąć jej ducha z powrotem w amulecie, i odprowadzić nieprzytomną Lelani do zamku.

Jednak "sielanka" nie mogła trwać wiecznie. Sylvanas, zaalarmowana zniknięciem zwiadowców, wysłała oddział doborowych najemników, Cienie Opuszczonych, by wygonił elfy z twierdzy. W wyniku pierwszych działań rozpoznawczych udało im się przesłuchać Elyriona, oraz porwać Darin. Bojąc się że Thro'Ame pracują dla wojsk sojuszu, Cienie zdecydowały się na atak. Jako iż twierdza była zbyt zniszczona by stanowić jakąkolwiek wartość obronną, Thro'Ame chcąc uniknąć krzywdy uchodźców, zmuszone zostało do walki poza murami. Próby rozmów spełzły na niczym i wywiązała się bitwa nieunikniona. Walka nie trwała długo, a skórę elfów ocaliły siostry strażniczki, które zdołały zranić i zabrać jako zakładnika przywódcę wrogiego oddziału.

Ll

Jeden z napastników zdołał jednak postrzelić Lveliasa w głowę. Ku zdumieniu zarówno atakujących jak i elfów, druid zmienił się w potężną rozszalałą bestię, która wkrótce padła bezwładnie na ziemię. Obie strony, pozbawione swych przywódców zgodziły się na rozejm i warunki pokojowe. Cienie zgodziły się zwrócić wolność Darin i pozwolić uchodźcom odejść bezpiecznie z wyspy, w zamian za pokojowe oddanie fortu. Jako zabezpieczenie umowy Lelani wzięła w zastaw jednego z członków Cieni, by dotrzymali umowy.

Kio

Dni mijały, bohaterowie zbierali się do drogi, a Lvelias nie przebudził się ze swej śpiączki. Zmartwiona tym faktem Lelani wysłała poselstwo do Darnassus z prośbą o pomoc. Na jej wezwanie odpowiedział nie kto inny, a sam Shan'do Stormrage. Wyjaśnił że Lvelias po latach padł ofiarą klątwy, która kiedyś przyniosła zagładę jego kręgu. Jego umysł uciekł z ciała w momencie przybrania podczas bitwy formy wilka, dawnego błogosławieństwa ducha Goldrinna. Dał elfkom zioła, które miały pomóc skontaktować się z duchem przewodnikiem klanu. Miał on znać sposób przywrócenia świadomości Lveliasa. W międzyczasie sam Lvelias zdołał skontaktować się poprzez krainy umarłych ze swym przyjacielem, Askarisem, i poprosić go o pomoc dla swych ludzi. Gdy wszyscy zebrali się przy ognisku i zażyli zioła, pojawił się sam duch klanu, by do nich przemówić.

Loi

Okazało się że umysł Lveliasa w stanie śmierci klinicznej trafił do Cytadeli, miejsca gdzie znajdował się jego dom w szmaragdowym śnie. Niestety od wieków twierdza druida znajdowała się za granicami koszmaru, dlatego shan'do nie może powrócić do świata żywych, nawet jeśli jego cielesne rany zasklepiły się. Duch wręczył Askarisowi magiczną latarnię, mającą chronić przed wpływami koszmaru i wysłał bohaterów do samej cytadeli z misją odnalezienia Shan'do. Na miejscu okazało się, że duch sprowadził jeszcze jednego sojusznika. Była to Darin, której świadomość duch sprowadził aż z więzienia Silverymoon.

Pooo

Na miejscu bohaterów spotkał straszny widok. Była twierdza zawieszona pośrodku pustki głaz za głazem rozrywana była przez siły koszmaru. Na szczęście wewnętrzna świątynia chroniona była magicznymi barierami, tak że koszmar nie mógł dostać się do środka. Elfy odbyły żmudną podróż, podczas której odnajdywały, przekonywały do powrotu, lub inwokowały rozbite fragmenty świadomości Lveliasa. Gdy na końcu rannym i zmęczonym bohaterom udało się odnaleźć Lveliasa, okazało się że nie może on powrócić do swego ciała, póki znajduje się w nim umysł bestii. Na razie będzie zmuszony pozostać w swej twierdzy pośrodku koszmaru, aż jego rodowi nie uda się zdjąć z niego klątwy. Druid zaklął też amulet Lelani, tak by mogła porozumiewać się z nim nawet przez barierę światów. Na koniec shan'do polecił jeszcze elfkom napić się wody z świątynnej studni, by zakończyć proces ich inicjacji w rodzie. Thro'Ame powrócili do twierdzy przygotowywać się do wyjazdu. Tylko Askaris zdecydował się pozostać wraz z Lveliasem w koszmarze.

Czas jednak nieubłaganie mijał i elfy musiały w końcu opuścić twierdzę. Spakowano cały warty przeniesienia dobytek, wepchnięto cielsko Lveliasa do jednego z wozów i przygotowano tabor. W międzyczasie powrócił Fahrahin. Okazało się że podczas swojej nieobecności starał się znaleźć bezpieczny transport dla rodu, niestety bezskutecznie. Żaden statek, goblini sterowiec, czy nawet mag portali nie chciał zapuszczać się na tereny silverpine. Z braku innego wyboru Thro'Ame wraz z uchodźcami oddało fort opuszczonym i pod eskortą ludzi Sylwanas opuściło ziemie plagi.

Lop

Po przekroczeniu Arathi Highlands bohaterowie zostali zdani na siebie. Według planu mieli przedostać się do Wetlands poprzez Thandol Span. Następnie złapać jeden ze statków w porcie Menethil i stamtąd prosto do Miasta Burz. Jednak cóż byłaby to za przygoda, gdyby wszystko poszło zgodnie z planem? Na starym krasnoludzkim moście, Thandol Span na elfy czekała pułapka. Jeden z elfów ocalałych z masakry na wyspie Fenris zdołał jakoś przekonać pobliskich kultystów Twillight hammer do zastawienia na elfy pułapki. Elfy zostały uwięzione na starym moście, gdzie mroczne krasnoludy wcześniej podłożyły materiały wybuchowe. Przywódca kultystów zażądał oddania mu notatek na temat badań zarażania worgenów plagą. Nie mogąc się na to zgodzić elfy otworzyły ogień do krasnoludów. Te niezwłocznie odpaliły materiały wybuchowe i posłały elfy w dół wąwozu wraz z kamiennym mostem. Na szczęście dla bohaterów z mgły wyłonił się nagle goblini sterowiec, który od jakiegoś czasu szukał elfów na szlaku. Nieoczekiwana pomoc goblinich dłużników Fahrahina ocaliła skórę elfów. Sterowiec przeniósł Thro'ame do Menethil, skąd pierwszym okrętem ruszyli do Stormwind.

Tam jednak czekała ich kolejna niespodzianka, bo gdy tylko król Wrynn dowiedział się że shan'do Lvelias wraz z rodem płyną do miasta, a do tego wioząc ogromnego, niekontrolującego się worgena postanowił zająć się sprawą. Zawczasu przygotował sporą klatkę dla Lveliasa i "ochronę" dla niego i jego ludzi. Shan'do miał znaleźć się pod permanentną obserwacją zarówno Thro'Ame, jak i władz Stormwind. Nie chcąc zgodzić się na te warunki, a przy tym nie kalać honoru rodu, Fahrahin ceremonialnie zrzucił tabard, po czym upewniając się że wszyscy zrozumieli że nie ma teraz nic wspólnego z klanem rzucił się na kapitana straży. Nim siły Stormwind zdążyły zareagować Fahrahin poważnie ranił strażnika. Ranny trafił do szpitala, a napastnik został wtrącony do Stockade. Pozostałe elfy zgodziły się na warunki Wrynna na czas rozwikłania tej sprawy. Shan'do został umieszczony pod kluczem na małym placu dzielnicy świątynnej od strony kanału.

Advertisement